sobota, 27 lipca 2013

Dzieciństwo z książkami

Ałbena Grabowska-Grzyb
pisarka
Moje najwcześniejsze wspomnienia wiążą się nie z zabawą, ale z książkami. Pamiętam, kiedy biegliśmy z tatą w drodze z przedszkola, bo w domu czekała książka o Florentynce, która nie umiała mówić „tak” z serii „Poczytaj mi mamo”. Przeczytałam wszystko, co tylko można było kupić w kiosku i księgarni „na Lipowej”, nie tylko z tej serii. Pierwsza prawdziwa książka była jednocześnie nagrodą za dobre wyniki w pierwszej klasie. To „Klechdy sezamowe” Leśmiana, zaczytany przeze mnie egzemplarz, obecnie bez okładek. Nagroda po drugiej klasie „Momo” Michaela Ende zapoczątkowała listę „Książki, które odmieniły moje życie”. Na tę listę trafiły po latach książki Marqueza, szczególnie „Nie ma kto pisać do pułkownika”, „Jesień patriarchy” oraz „Sto lat samotności”. Wcześniej jednak przeczytałam wszystko co napisała Krystyna Siesicka, Małgorzata Musierowicz, Aleksander Minkowski oraz Hanna Ożogowska. Panią Ożogowską, starszą i schorowaną spotkałam po latach w szpitalu. Zanim odeszła, zdążyłam jej powiedzieć, że „Tajemnicę zielonej pieczęci” zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę, gdybym mogła zabrać tylko jedną, jedyną książkę. Panie Siesicka i Musierowicz stały się obecnie moimi koleżankami „po fachu”. Dumą napawa mnie fakt, że wydajemy w tym samym wydawnictwie książki dla dzieci. Nawet nie marzyłam o takim zbiegu okoliczności czytając „Opium w rosole”, czy „Moja droga Aleksandro”. 

wtorek, 23 lipca 2013

Zakochuję się w książkach

Sergiusz Pinkwart
pisarz
muzyk TM ROMA
Wielokrotnie zadawano mi pytanie: „jaka jest twoja ulubiona książka?”. I właściwie odkąd nauczyłem się czytać, mam z odpowiedzią na to pytanie problem. Bo ja się w książkach zakochuję. Gdy czytam dobrze napisaną powieść, to świat rzeczywisty zanika, rozmywa się gdzieś na marginesie jaźni. Namacalny i realny jest tylko ten abstrakt pomiędzy słowami. Przez wiele lat byłem zaczadzony serią „Tomków” Alfreda Szklarskiego. W latach osiemdziesiątych gnałem do księgarni za każdym razem licząc, że zdobędę brakujące mi w biblioteczce tomy lub – to by było szczęście największe – wielbiony przeze mnie pisarz opublikuje kolejne dzieło. Potem była Joanna Chmielewska, którą nie tylko czytałem, ale i „nią” mówiłem, myślałem, a nawet wymogłem na rodzicach, by mojej młodszej o dwanaście lat siostrze dali na imię Joanna. Gdy kończyłem podstawówkę odczuwałem estetyczną przyjemność smakując eleganckie kryminały Joe Alexa (czyli Macieja Słomczyńskiego). Zachwycała mnie ich idealna forma, błyskotliwa narracja i tak poprowadzona intryga, że nigdy nie umiałem odgadnąć „kto zabił”. W liceum zachłysnąłem się francuskimi surrealistami: Rolandem Toporem i Borisem Vianem. Zaparłem się i przeczytałem w oryginale „Mistrza i Małgorzatę” Błuhakowa i „Buszującego w zbożu” Salingera. Jak każdy nastolatek z gorączką pochłonąłem „Władcę Pierścieni” Tolkiena i „Annę Kareninę” Tołstoja. Rzuciłem się nawet na „Ulissesa” Joyce’a, ale ze wstydem odpadłem po zaledwie sześćdziesięciu stronach. Zakładka zrobiona na zajęciach ZPT ze zszytych dwóch kawałków filmowej kliszy wciąż, od ćwierć wieku, tkwi w tym samym miejscu. Dziś czytam już mniej, ale bardziej świadomie: literaturę historyczną dotyczącą mojego ulubionego XIII wieku i książki przyjaciół pisarzy (ostatnio Leszek Talko vel Wiktor Hagen, Ałbena Grabowska, Daniel Wyszogrodzki i Wojciech Dutka). Jednak wciąż we mnie mocno tkwi pewna zadra. Pamiętam, że miałem wtedy dziesięć lat i po przeczytaniu „Ogniem i mieczem” rozpłakałem się z żalu i złości. Z żalu – bo po miesiącu szaleństw z kozakami na Dzikich Polach musiałem wrócić do rzeczywistości roku 1983. Ze złości – bo zdałem sobie sprawę, że powinienem porzucić swoje marzenie, by zostać pisarzem. Bo to nie ma sensu, skoro najwspanialszą książkę wszech czasów napisał już sto lat wcześniej jakiś Henryk Sienkiewicz.

piątek, 19 lipca 2013

Wszystko ma na nas wpływ

Beata Tyszkiewicz
aktorka
Zawsze książki towarzyszyły mi w domu i mam swoje ukochane, do których wracam jak do zapachu perfum, przywołują wspomnienia. Nie czytam beletrystyki, bardzo rzadko ale korespondencje, pamiętniki, dzienniki, biografie. Na przykład dzienniki Jarosława Iwaszkiewicza i biografię Trumana Capote,a. Wspaniała. Wszystko na nas ma wpływ więc zapewne i książki. Tak jak muzyka, malarstwo, sztuka.

wtorek, 16 lipca 2013

Podróż w nieznane

Aleksandra Ruta
autorka powieści
"Wyspa Księżyca"
Książka jest dla mnie podróżą w nieznane. Wciąga w swoje zakamarki krętych uliczek, tajemnicze litery składane w piękne słowa. Czasem rzuca na kolana jak widok podczas wędrówki na obcym terenie. Czasem wzrusza, jak właśnie napotkany przechodzień. Czasem jest mi obojętna i ... pozostając taką, odrzuca od dalszego zdobywania. Podobnie jak ze wspinaczką w górach: im wyżej tym bardziej przyciąga, szczyt mówi do Ciebie: uda się Tobie. Tak i książka na swych ostatnich kartach woła: czytaj, chłoń, dowiedz się... Po czym znika. Dla mnie: pozornie. Zostaje w myślach. Wspomnieniach. I czasem szepce wróć do mnie.

czwartek, 11 lipca 2013

Więcej, niż suma słów...

Daniel Wyszogrodzki
autor, tłumacz, dziennikarz,
kierownik literacki Teatru
Muzycznego Roma
 
Książka tylko czasami zawiera literaturę, a więc coś więcej, niż sumę słów, obrazów, myśli. Takie książki są najrzadsze, lecz zarazem najbardziej fascynujące, weźmy Gombrowicza. Ale książka może spełniać wiele innych funkcji – przynosić rozrywkę, zapomnienie, wzbogacać wiedzę, poszerzać horyzonty. A ja lubię rozmaite książki i dlatego czytuję skandynawskie kryminały (Nesser, Nesbø, Mankell), zagłębiam się w najnowsze odkrycia genetyki (Dawkins), albo też szukam kluczy do ludzkiej natury w… pracach ekonomistów (Landes, Sedláček). Nie przestaję wracać do Szekspira i Lema, znajduję satysfakcję w literaturze podróżniczej, czyli w książkach podróżników, napisanych tak, że stają się literaturą, jak to jest u Kapuścińskiego, Chatwina czy Theroux. Moi ulubieni polscy pisarze to Witkacy, Gombrowicz, Lem i Mrożek. No i nie wyobrażam sobie życia bez poetów: Leśmiana, Tadeusza Nowaka, Herberta. I bez autorów piosenek, które stały się poezją, takich jak Leonard Cohen czy Bob Dylan. Z olśnień bardziej współczesnych polecam książki Ałbeny Grabowskiej.

środa, 10 lipca 2013

Natchnienie siły wyższej

Ewelina Dubczyk
aktorka, związana
z Teatrem Nowym w Poznaniu
Pisane ręką ludzką, ale powodowane natchnieniem siły wyższej. Książki przychodzą do mnie zawsze we właściwym czasie, żeby odpowiednią tematyką wesprzeć mnie, nauczyć. Ubarwić szarą codzienność. Magiczne chwile kiedy książka zmienia moje myślenie, pokazuje świat w innym wymiarze z nieznanej mi perspektywy. W najtrudniejszych chwilach pojawiali się ludzie, którzy obsypywali mnie literaturą - zawsze pomagało... Ważne dla mnie, że przez książkę poznaję kolejnego człowieka (autora). Obcuję z jego wyobraźnią i duchowością, jeśli jeszcze te sfery pokrywają się z moim wnętrzem to uszczęśliwia mnie to w sposób absolutny. Denerwują mnie tylko twarde okładki i klejone rozpadające się strony ale co tam, uczta duchowa zawsze wygra z technicznymi niedociągnięciami. Dla mnie treść ważniejsza niż forma, także w teatrze.

piątek, 5 lipca 2013

Zostawcie mi moje książki

Franz Kafka
Nie interesuje mnie literatura, to ja jestem literaturą, to moje ciało i krew, nie mogę być inny. Większość współczesnych książek to zaledwie odbicia dnia dzisiejszego. Bardzo szybko tracą na wartości. Dziś wydają się piękne, a jutro ukazują się w całej krasie swego absurdu. Taka jest droga literatury. Poezja zmienia życie! Zostawcie mi moje książki. To wszystko, co mam.

Moja trucizna

Henry Miller
"Zwrotnik Koziorożca"
Możliwe, że dziadek miał rację: już w dzieciństwie zepsuła mnie pasja czytania. Teraz to ja od dawna już nic nie czytam, ale trucizna po dziś dzień we mnie siedzi. Teraz książkami są dla mnie ludzie. Czytam je od deski do deski i wyrzucam te niepotrzebne. Im więcej czytam, tym staję się coraz bardziej nienasycony. Nie skończy się to dopóki nie wybuduję most do mojego życia, od którego odseparowałem się w dzieciństwie. 

Skąd się wziąłem...


W tym miejscu pozwolę sobie na małe wspominki, ważne dla mnie a jakże! Otóż, chciałem tym, którzy jeszcze nie wiedzą powiedzieć, skąd się wziąłem. Papierowy Motyl pojawił się po raz pierwszy w ręku młodej kobiety, walczącej z chorobą swojej małej córki. Samotna, ale nie osamotniona wojowniczka, która dzięki spotykanym na swojej drodze przyjaciołom, potrafiła znaleźć w sobie pokłady siły, by dotrwać i zwyciężyć. Papierowy Motyl był kruchy i delikatny, jak nasze życie. Dostała go od swojej ciotki, która swoje życie poświęciła dla małe chorej dziewczynki. Jestem tym motylem. Właśnie tak. Wasz Motyl.

czwartek, 4 lipca 2013

Książki pachną...

Marika Krajniewska
pisarka, autorka m.in.
"Papierowego motyla",
"Zapachu malin",
"Za zakrętem",
"Pięć"


Lubię kiedy książki pachną. Nie, nie zapachem drukarni, to by było zbyt proste. Choć oczywiście niezmiennie od dzieciństwa pierwszą czynnością, którą wykonuję, biorąc książkę do ręki jest wąchanie jej. Jednak jeśli z treści książki wyłania się oprócz emocji również zapach... książka staje się po stokroć prawdziwsza. Czy to drogie perfumy głównej bohaterki, czy też szarlotka pieczona przez jej babkę, a może słodki zapach malin, które garściami zrywa mała dziewczynka - jeśli autorowi uda się omamić czytelnika mocą zapachu, książka staje się bardziej bliska. A wy czuliście kiedyś książkę?