czwartek, 7 listopada 2013

Czytam. Bo ... jestem uzależniona

Edyta Grabowska Gwardiak
autorka bajek dla dzieci
Gdyby moja mama wiedziała, w jaki nałóg wpędzi mnie, czytając mi codziennie bajki i baśnie, to … pewnie zrobiłaby jeszcze raz to samo. Dzień bez lektury jest bez wątpienia dniem straconym, a nowa książka zawsze kusi i przyciąga, wabi tajemniczą zawartością, otwiera nieznane światy. Czytam więc w czasie podróży, a także o bladym świcie, kiedy już nie mogę spać, w wannie i podczas sprzątania też. Audiobook to doprawdy genialny wynalazek!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Lubię diabła

Maciej Kusztal
autor powieści "Czarna zima"
Po tym stwierdzeniu niektórzy mogą pomyśleć, że na siłę staram się być kontrowersyjny albo znalazłem nieodpowiednie miejsce do poszukiwań satanistycznych współwyznawców. Spieszę więc z wyjaśnieniem, że chodzi mi o konkretnego, literackiego diabła. Bohatera „Mistrza i Małgorzaty”. Diabeł ten mówi nam, że niezależnie od tego, jak dobrzy jesteśmy mamy w sobie coś do poprawienia. Ciągle możemy stawać się lepsi. Taki diabeł zasługuje na naszą sympatię.

Moim zdaniem właśnie skłonienie odbiorcy do doskonalenia się jest największą zaletą literatury. I dlatego wielkim szacunkiem darzę książki i autorów zmuszających mnie do samodzielnych przemyśleń. Oprócz wcześniej wymienionych są to „Mały Książę”, „Solaris”, „Paragraf 22”, „451°Fahrenheita” i wiele innych. Książki te otwierają oczy czytelnika na pewne kwestie, a konwencja fantastyczna lub groteskowa pozwala na ewentualną dyskusję z autorem. 

Diabeł podpowiada - to nie jest twój świat. W twoim życiu takie rzeczy się nie dzieją. Nasza rzeczywistość różni się od powieściowej. I od razu stawia pytanie - czym właściwie się różni? Diabeł nie daje odpowiedzi. Odpowiedź musimy znaleźć samodzielnie. Czasami, jak w wypadku „Małego Księcia”, „Solaris” czy „...Fahrenheita” jest to wstrząsająca odpowiedź - różni się tylko ozdobnikami. I wtedy zaczynamy walczyć z żyjącymi w naszym wnętrzu Królami, Latarnikami, Bufonami. Przyjmujmy, że może istnieć inność, której nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Wyłączamy pełen reklam banków i proszków telewizor, by zastanowić się, co to znaczy, że lilie nie przędą i nie sieją. Jeśli więc kiedykolwiek ktoś przywita mnie słowami „Ave Satan”, niech nie zdziwi się, kiedy zacznę bić się w piersi jak Tarzan i krzyczeć „Ave ja!”. Bo kto nie chciałby być takim diabłem?

PS Diabeł każe mi prosić ewentualnych czytelników o uwagi. Wiem, że na razie ciągle jestem debiutantem, więc mam wiele rzeczy do dopracowania. Chciałbym więc otrzymać opinie - zarówno pozytywne, jak i negatywne dotyczące mojej książki.

Debiut powieściowy Macieja Kusztala „Czarna zima” już w księgarniach.

czwartek, 12 września 2013

Od ulotek po metki w majtkach

Izabela Bujniewicz
Aktorka
Kocham czytać, czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce, od ulotek po metki w majtkach. Ostatnio skupiałam się głównie na literaturze fachowej - logopedia, a generalnie od dziecka zagłębiałam się w archeologię, astronomię, science fiction. Potem przyszła beletrystyka. Lubię książki z zagadką (np. Kod Leonarda), ale i baśniowość mnie nakręca vide Tolkien.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Klucze do zamków...

Mateusz Damięcki
aktor
Po co czytam książki? Ponieważ traktuję je jak klucze do zamków, dzięki którym otwieram te drzwi, które w moim przekonaniu wcześniej nadawały się jedynie do wyważenia. Ale nie zawsze… Czytam nie po to, by zapamiętywać złote myśli - te jeśli są rzeczywiście złote to same się zapamiętają. Czytam tu i teraz bo sprawia mi to przyjemność, bo napięcie jest podniecające, bo chcę być taki jak bohater, bo mogę się w niego zamienić i nie muszę mu tylko zazdrościć. Bo jeśli książka jest dobra to po prostu sama się czyta i trudno jest się jej oprzeć. Po co się męczyć, jeśli szukanie odpowiedzi na nurtujące pytania może być nie tylko miłym i przyjemnym sposobem na spędzenie wolnego czasu, jak również okazać się wspaniałą podróżą w zanany lub nieznany świat, albo doskonałym ćwiczeniem gimnastycznym dla wyobraźni? Czytam bo lubię. Po prostu. 

piątek, 16 sierpnia 2013

Literatura i smaki


Agnieszka Pohl
redaktor naczelna
Magazynu Obsesje
Skąd pomysł na nietypowe łączenie smaków i książek? Zaczęło się banalnie. Bo od bloga poświęconego książkom. Zaraz po obronie urodziłam synka. W wolnych chwilach zaczęłam czytać. Zawsze to lubiłam, ale nigdy nie miałam aż tyle czasu. Paradoksalnie zyskałam go dużo więcej, kiedy stałam się matką i żoną. Dziecko przesypiało większość dnia, a potem gdy podrosło nauczyłam się wykorzystywać każdą wolną chwilę, by choć trochę poczytać. Jednak samo czytanie mi nie wystarczyło. Chciałam z kimś o tych książkach porozmawiać lub po prostu wyrazić opinię na jakiś temat. Także w wolnych chwilach oddawałam się kulinarnemu szaleństwu. Potrafiłam godzinami przeglądać blogi kulinarne, książki kucharskie i wyszukiwać co fajniejsze i oryginalniejsze przepisy. I kiedy miałam tylko okazję zamykałam się w kuchni i próbowałam. Pamiętam jak zmęczona pobytem w domu po porodzie, kiedy wszyscy mnie od wszystkiego wyręczali z ogromną przyjemnością wyjechałam do Wrocławia, gdzie czekał na mnie mąż. Zaraz pierwszego dnia wstałam wcześnie, by upiec pierwszy raz domowe bułki na śniadanie. To był weekend. Pamiętam jak byłam zachwycona, że mąż zajął się małym, a ja mogłam mu zrobić pyszne sobotnie śniadanie. To było jedynie preludium do „Obsesji”, o których wtedy jeszcze nie miałam pojęcia. Marzyłam natomiast o blogu kulinarnym. Jednak brakowało mi odwagi, sprzętu do zdjęć i umiejętności do ich robienia. Kompletnie nie wierzyłam, żeby mi się udało. Czas mijał. Ciągle nie mogłam znaleźć pracy. Jeśli już coś miałam to tylko dorywczo. W końcu po głowie zaczął mi chodzić magazyn. Chodził mi po głowie wiele miesięcy. I kiedyś w rozmowie z mężem wyszło, że on też o czymś takim myślał, zaczęłam działać. Mąż zmotywował mnie do tworzenia. Dziecko poszło do przedszkola. A ja postanowiłam zrealizować swoją pasję kulinarną i czytelniczą, stworzyć smaczny magazyn, który wpasuje się w obecne trendy i będzie promował czytelnictwo, które w Polsce jest na okropnie niskim poziomie. Z duszą na ramieniu oczekiwałam na pierwsze oceny i wrażenia. Obcy ludzie zaczęli wypowiadać się pozytywnie i to mnie uskrzydliło, więc działam dalej.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Dzięki książce znalazłam sens postaci, którą grałam

Malwina Kusior
piosenkarka
aktorka TM ROMA
Kiedy przygotowywałam się do musicalu "Les Miserables" i kreowałam swoją rolę Eponine, sięgnęłam po "Nędzników", aby lepiej zrozumieć sztukę, w której przyjdzie mi zagrać. Ta wiedza, którą zdobyłam po tej lekturze, otworzyła mi umysł, oczy na wiele wątków, powiązań historycznych, które pomogły mi zrozumieć problem poruszony w sztuce i książce. Moja rola stała się "jakaś". Wiedziałam o co w niej chodzi, jakie jest jej znaczenie w musicalu. Zajrzałam nieco dalej niż opisuje to sztuka teatralna. Poczułam, że bez przeczytania tej powieści, nigdy nie zrozumiałabym jej, w taki sposób jaki powinnam. Byłabym o wiele uboższa, a moja rola biedniejsza. Dzięki książce znalazłam sens postaci, którą grałam. Uważam, że to jedna z piękniejszych i dobrze zrobionych przeze mnie ról.

piątek, 2 sierpnia 2013

Są członkiem rodziny...

Aga Kuligg pisarka
autorka powieści
Sponsorowana
Dlaczego lubię książki? Ja nie lubię książek, ja je po prostu kocham. Są członkiem rodziny, poświęcam im swój czas, zbieram, magazynuję, czasem wracam po kilka razy. Czytanie książki to jakby życie w drugim świecie, równoległym. Przenoszę się do takiego równoległego świata, gdy jest mi źle, albo gdy jestem szczęśliwa, porównuję bohaterów do siebie, uczę się od nich. Najbardziej lubię reportaże społeczne. Ludzie, ich zachowania i motywy zawsze mnie fascynowały. Sama piszę o zjawiskach społecznych, uwielbiam rozmawiać. Dlaczego nie lubię książek? Czasem złoszczę się, że zabierają mi rzeczywistość, ten świat "tu i teraz". Zaczynam czytać i nie panuję nad czasem, orientuję się, że minęło kilka godzin, a za oknem jest już ciemno. Patrzę smutnym wzrokiem na pranie, które trzeba rozwiesić, obiad, który nie ugotował się sam i walczy we mnie miłość do książek z poczuciem obowiązku za te wszystkie przyziemne sprawy. Ulubiona książka: "Zeruya Shalev. Mąż i żona". Ulubione w książkach: zapach. (fot.: sweet photography/ann podsiedlik)

sobota, 27 lipca 2013

Dzieciństwo z książkami

Ałbena Grabowska-Grzyb
pisarka
Moje najwcześniejsze wspomnienia wiążą się nie z zabawą, ale z książkami. Pamiętam, kiedy biegliśmy z tatą w drodze z przedszkola, bo w domu czekała książka o Florentynce, która nie umiała mówić „tak” z serii „Poczytaj mi mamo”. Przeczytałam wszystko, co tylko można było kupić w kiosku i księgarni „na Lipowej”, nie tylko z tej serii. Pierwsza prawdziwa książka była jednocześnie nagrodą za dobre wyniki w pierwszej klasie. To „Klechdy sezamowe” Leśmiana, zaczytany przeze mnie egzemplarz, obecnie bez okładek. Nagroda po drugiej klasie „Momo” Michaela Ende zapoczątkowała listę „Książki, które odmieniły moje życie”. Na tę listę trafiły po latach książki Marqueza, szczególnie „Nie ma kto pisać do pułkownika”, „Jesień patriarchy” oraz „Sto lat samotności”. Wcześniej jednak przeczytałam wszystko co napisała Krystyna Siesicka, Małgorzata Musierowicz, Aleksander Minkowski oraz Hanna Ożogowska. Panią Ożogowską, starszą i schorowaną spotkałam po latach w szpitalu. Zanim odeszła, zdążyłam jej powiedzieć, że „Tajemnicę zielonej pieczęci” zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę, gdybym mogła zabrać tylko jedną, jedyną książkę. Panie Siesicka i Musierowicz stały się obecnie moimi koleżankami „po fachu”. Dumą napawa mnie fakt, że wydajemy w tym samym wydawnictwie książki dla dzieci. Nawet nie marzyłam o takim zbiegu okoliczności czytając „Opium w rosole”, czy „Moja droga Aleksandro”. 

wtorek, 23 lipca 2013

Zakochuję się w książkach

Sergiusz Pinkwart
pisarz
muzyk TM ROMA
Wielokrotnie zadawano mi pytanie: „jaka jest twoja ulubiona książka?”. I właściwie odkąd nauczyłem się czytać, mam z odpowiedzią na to pytanie problem. Bo ja się w książkach zakochuję. Gdy czytam dobrze napisaną powieść, to świat rzeczywisty zanika, rozmywa się gdzieś na marginesie jaźni. Namacalny i realny jest tylko ten abstrakt pomiędzy słowami. Przez wiele lat byłem zaczadzony serią „Tomków” Alfreda Szklarskiego. W latach osiemdziesiątych gnałem do księgarni za każdym razem licząc, że zdobędę brakujące mi w biblioteczce tomy lub – to by było szczęście największe – wielbiony przeze mnie pisarz opublikuje kolejne dzieło. Potem była Joanna Chmielewska, którą nie tylko czytałem, ale i „nią” mówiłem, myślałem, a nawet wymogłem na rodzicach, by mojej młodszej o dwanaście lat siostrze dali na imię Joanna. Gdy kończyłem podstawówkę odczuwałem estetyczną przyjemność smakując eleganckie kryminały Joe Alexa (czyli Macieja Słomczyńskiego). Zachwycała mnie ich idealna forma, błyskotliwa narracja i tak poprowadzona intryga, że nigdy nie umiałem odgadnąć „kto zabił”. W liceum zachłysnąłem się francuskimi surrealistami: Rolandem Toporem i Borisem Vianem. Zaparłem się i przeczytałem w oryginale „Mistrza i Małgorzatę” Błuhakowa i „Buszującego w zbożu” Salingera. Jak każdy nastolatek z gorączką pochłonąłem „Władcę Pierścieni” Tolkiena i „Annę Kareninę” Tołstoja. Rzuciłem się nawet na „Ulissesa” Joyce’a, ale ze wstydem odpadłem po zaledwie sześćdziesięciu stronach. Zakładka zrobiona na zajęciach ZPT ze zszytych dwóch kawałków filmowej kliszy wciąż, od ćwierć wieku, tkwi w tym samym miejscu. Dziś czytam już mniej, ale bardziej świadomie: literaturę historyczną dotyczącą mojego ulubionego XIII wieku i książki przyjaciół pisarzy (ostatnio Leszek Talko vel Wiktor Hagen, Ałbena Grabowska, Daniel Wyszogrodzki i Wojciech Dutka). Jednak wciąż we mnie mocno tkwi pewna zadra. Pamiętam, że miałem wtedy dziesięć lat i po przeczytaniu „Ogniem i mieczem” rozpłakałem się z żalu i złości. Z żalu – bo po miesiącu szaleństw z kozakami na Dzikich Polach musiałem wrócić do rzeczywistości roku 1983. Ze złości – bo zdałem sobie sprawę, że powinienem porzucić swoje marzenie, by zostać pisarzem. Bo to nie ma sensu, skoro najwspanialszą książkę wszech czasów napisał już sto lat wcześniej jakiś Henryk Sienkiewicz.

piątek, 19 lipca 2013

Wszystko ma na nas wpływ

Beata Tyszkiewicz
aktorka
Zawsze książki towarzyszyły mi w domu i mam swoje ukochane, do których wracam jak do zapachu perfum, przywołują wspomnienia. Nie czytam beletrystyki, bardzo rzadko ale korespondencje, pamiętniki, dzienniki, biografie. Na przykład dzienniki Jarosława Iwaszkiewicza i biografię Trumana Capote,a. Wspaniała. Wszystko na nas ma wpływ więc zapewne i książki. Tak jak muzyka, malarstwo, sztuka.

wtorek, 16 lipca 2013

Podróż w nieznane

Aleksandra Ruta
autorka powieści
"Wyspa Księżyca"
Książka jest dla mnie podróżą w nieznane. Wciąga w swoje zakamarki krętych uliczek, tajemnicze litery składane w piękne słowa. Czasem rzuca na kolana jak widok podczas wędrówki na obcym terenie. Czasem wzrusza, jak właśnie napotkany przechodzień. Czasem jest mi obojętna i ... pozostając taką, odrzuca od dalszego zdobywania. Podobnie jak ze wspinaczką w górach: im wyżej tym bardziej przyciąga, szczyt mówi do Ciebie: uda się Tobie. Tak i książka na swych ostatnich kartach woła: czytaj, chłoń, dowiedz się... Po czym znika. Dla mnie: pozornie. Zostaje w myślach. Wspomnieniach. I czasem szepce wróć do mnie.

czwartek, 11 lipca 2013

Więcej, niż suma słów...

Daniel Wyszogrodzki
autor, tłumacz, dziennikarz,
kierownik literacki Teatru
Muzycznego Roma
 
Książka tylko czasami zawiera literaturę, a więc coś więcej, niż sumę słów, obrazów, myśli. Takie książki są najrzadsze, lecz zarazem najbardziej fascynujące, weźmy Gombrowicza. Ale książka może spełniać wiele innych funkcji – przynosić rozrywkę, zapomnienie, wzbogacać wiedzę, poszerzać horyzonty. A ja lubię rozmaite książki i dlatego czytuję skandynawskie kryminały (Nesser, Nesbø, Mankell), zagłębiam się w najnowsze odkrycia genetyki (Dawkins), albo też szukam kluczy do ludzkiej natury w… pracach ekonomistów (Landes, Sedláček). Nie przestaję wracać do Szekspira i Lema, znajduję satysfakcję w literaturze podróżniczej, czyli w książkach podróżników, napisanych tak, że stają się literaturą, jak to jest u Kapuścińskiego, Chatwina czy Theroux. Moi ulubieni polscy pisarze to Witkacy, Gombrowicz, Lem i Mrożek. No i nie wyobrażam sobie życia bez poetów: Leśmiana, Tadeusza Nowaka, Herberta. I bez autorów piosenek, które stały się poezją, takich jak Leonard Cohen czy Bob Dylan. Z olśnień bardziej współczesnych polecam książki Ałbeny Grabowskiej.

środa, 10 lipca 2013

Natchnienie siły wyższej

Ewelina Dubczyk
aktorka, związana
z Teatrem Nowym w Poznaniu
Pisane ręką ludzką, ale powodowane natchnieniem siły wyższej. Książki przychodzą do mnie zawsze we właściwym czasie, żeby odpowiednią tematyką wesprzeć mnie, nauczyć. Ubarwić szarą codzienność. Magiczne chwile kiedy książka zmienia moje myślenie, pokazuje świat w innym wymiarze z nieznanej mi perspektywy. W najtrudniejszych chwilach pojawiali się ludzie, którzy obsypywali mnie literaturą - zawsze pomagało... Ważne dla mnie, że przez książkę poznaję kolejnego człowieka (autora). Obcuję z jego wyobraźnią i duchowością, jeśli jeszcze te sfery pokrywają się z moim wnętrzem to uszczęśliwia mnie to w sposób absolutny. Denerwują mnie tylko twarde okładki i klejone rozpadające się strony ale co tam, uczta duchowa zawsze wygra z technicznymi niedociągnięciami. Dla mnie treść ważniejsza niż forma, także w teatrze.

piątek, 5 lipca 2013

Zostawcie mi moje książki

Franz Kafka
Nie interesuje mnie literatura, to ja jestem literaturą, to moje ciało i krew, nie mogę być inny. Większość współczesnych książek to zaledwie odbicia dnia dzisiejszego. Bardzo szybko tracą na wartości. Dziś wydają się piękne, a jutro ukazują się w całej krasie swego absurdu. Taka jest droga literatury. Poezja zmienia życie! Zostawcie mi moje książki. To wszystko, co mam.

Moja trucizna

Henry Miller
"Zwrotnik Koziorożca"
Możliwe, że dziadek miał rację: już w dzieciństwie zepsuła mnie pasja czytania. Teraz to ja od dawna już nic nie czytam, ale trucizna po dziś dzień we mnie siedzi. Teraz książkami są dla mnie ludzie. Czytam je od deski do deski i wyrzucam te niepotrzebne. Im więcej czytam, tym staję się coraz bardziej nienasycony. Nie skończy się to dopóki nie wybuduję most do mojego życia, od którego odseparowałem się w dzieciństwie. 

Skąd się wziąłem...


W tym miejscu pozwolę sobie na małe wspominki, ważne dla mnie a jakże! Otóż, chciałem tym, którzy jeszcze nie wiedzą powiedzieć, skąd się wziąłem. Papierowy Motyl pojawił się po raz pierwszy w ręku młodej kobiety, walczącej z chorobą swojej małej córki. Samotna, ale nie osamotniona wojowniczka, która dzięki spotykanym na swojej drodze przyjaciołom, potrafiła znaleźć w sobie pokłady siły, by dotrwać i zwyciężyć. Papierowy Motyl był kruchy i delikatny, jak nasze życie. Dostała go od swojej ciotki, która swoje życie poświęciła dla małe chorej dziewczynki. Jestem tym motylem. Właśnie tak. Wasz Motyl.

czwartek, 4 lipca 2013

Książki pachną...

Marika Krajniewska
pisarka, autorka m.in.
"Papierowego motyla",
"Zapachu malin",
"Za zakrętem",
"Pięć"


Lubię kiedy książki pachną. Nie, nie zapachem drukarni, to by było zbyt proste. Choć oczywiście niezmiennie od dzieciństwa pierwszą czynnością, którą wykonuję, biorąc książkę do ręki jest wąchanie jej. Jednak jeśli z treści książki wyłania się oprócz emocji również zapach... książka staje się po stokroć prawdziwsza. Czy to drogie perfumy głównej bohaterki, czy też szarlotka pieczona przez jej babkę, a może słodki zapach malin, które garściami zrywa mała dziewczynka - jeśli autorowi uda się omamić czytelnika mocą zapachu, książka staje się bardziej bliska. A wy czuliście kiedyś książkę?