wtorek, 23 lipca 2013

Zakochuję się w książkach

Sergiusz Pinkwart
pisarz
muzyk TM ROMA
Wielokrotnie zadawano mi pytanie: „jaka jest twoja ulubiona książka?”. I właściwie odkąd nauczyłem się czytać, mam z odpowiedzią na to pytanie problem. Bo ja się w książkach zakochuję. Gdy czytam dobrze napisaną powieść, to świat rzeczywisty zanika, rozmywa się gdzieś na marginesie jaźni. Namacalny i realny jest tylko ten abstrakt pomiędzy słowami. Przez wiele lat byłem zaczadzony serią „Tomków” Alfreda Szklarskiego. W latach osiemdziesiątych gnałem do księgarni za każdym razem licząc, że zdobędę brakujące mi w biblioteczce tomy lub – to by było szczęście największe – wielbiony przeze mnie pisarz opublikuje kolejne dzieło. Potem była Joanna Chmielewska, którą nie tylko czytałem, ale i „nią” mówiłem, myślałem, a nawet wymogłem na rodzicach, by mojej młodszej o dwanaście lat siostrze dali na imię Joanna. Gdy kończyłem podstawówkę odczuwałem estetyczną przyjemność smakując eleganckie kryminały Joe Alexa (czyli Macieja Słomczyńskiego). Zachwycała mnie ich idealna forma, błyskotliwa narracja i tak poprowadzona intryga, że nigdy nie umiałem odgadnąć „kto zabił”. W liceum zachłysnąłem się francuskimi surrealistami: Rolandem Toporem i Borisem Vianem. Zaparłem się i przeczytałem w oryginale „Mistrza i Małgorzatę” Błuhakowa i „Buszującego w zbożu” Salingera. Jak każdy nastolatek z gorączką pochłonąłem „Władcę Pierścieni” Tolkiena i „Annę Kareninę” Tołstoja. Rzuciłem się nawet na „Ulissesa” Joyce’a, ale ze wstydem odpadłem po zaledwie sześćdziesięciu stronach. Zakładka zrobiona na zajęciach ZPT ze zszytych dwóch kawałków filmowej kliszy wciąż, od ćwierć wieku, tkwi w tym samym miejscu. Dziś czytam już mniej, ale bardziej świadomie: literaturę historyczną dotyczącą mojego ulubionego XIII wieku i książki przyjaciół pisarzy (ostatnio Leszek Talko vel Wiktor Hagen, Ałbena Grabowska, Daniel Wyszogrodzki i Wojciech Dutka). Jednak wciąż we mnie mocno tkwi pewna zadra. Pamiętam, że miałem wtedy dziesięć lat i po przeczytaniu „Ogniem i mieczem” rozpłakałem się z żalu i złości. Z żalu – bo po miesiącu szaleństw z kozakami na Dzikich Polach musiałem wrócić do rzeczywistości roku 1983. Ze złości – bo zdałem sobie sprawę, że powinienem porzucić swoje marzenie, by zostać pisarzem. Bo to nie ma sensu, skoro najwspanialszą książkę wszech czasów napisał już sto lat wcześniej jakiś Henryk Sienkiewicz.

2 komentarze:

  1. nie znam nikogo kto przeczytał w całości „Ulissesa”, ta książka staje się mityczna, przez to, że ma taką aurę, wielu się porywa, chyba podejdę kolejny raz
    Grzesiek

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło, że ktoś tak entuzjastycznie wypowiada się o książce Sienkiewicza. Ostatnio zauważam jakąś, wręcz modę na lekceważące traktowanie twórczości tego znakomitego pisarza. Okropnie burzy mi to krew.

    Serdecznie pozdrawiam.
    Z. Kowerczyk

    OdpowiedzUsuń