środa, 10 sierpnia 2016

Książki potrafią przewrócić świat do góry nogami

Mateusz Damięcki
aktor
foto: www.mateuszdamiecki.eu
Kiedyś szukałam dla niego czegoś specjalnego, wiedząc, że lubi Mistrza i Małgorzatę przeszukałam wszystkie księgarnie - znalazłam komiks. Jego reakcja - ogromna radość, takiej się nie zapomina. Gra w spektaklach, serialach, filmach polskich i zagranicznych, dużo podróżuje, oddaje się działaniom charytatywnym, wszytko co robi, robi z pasją i wygląda na to, że jest notorycznie zafascynowany światem. No i uwielbia książki, ja to wiem. Dziś dzień dobry z książką z Mateuszem Damięckim. O Bułhakowie, Sapkowskim, Playboyu na Syberii i nie tylko...

Dlaczego Mistrz i Małgorzata?

Mistrz dlatego, że czaruje, a Małgorzata, bo czarująca J A na magię nie ma mocnych. A bo ja wiem dlaczego…? To naprawdę nie moja wina, nie moja wola, to nie ja wybrałem tę książkę, to ona mnie upolowała. Siedzisz spokojnie w fotelu, albo leżysz w łóżku i nagle buuum!
Książka spada Ci na głowę. Nie spodziewałem się co się w niej kryje. Ktoś mi powiedział, że dobre, ale niezbyt nachalnie (widocznie, żeby mnie nie spłoszyć, nie sprowokować oczekiwań), ten ktoś (już nie pamiętam kto) musiał być Wolandem ukrytym w nieswoim ciele. Czyli pewnie samym Bułhakowem, któremu do kieszeni wpada parę rubli za każdym razem, kiedy ktoś kupi egzemplarz J  Pamiętam, że przeczytałem dwie kartki i że już było po mnie. Od samego początku złapało mnie swoiste rozdrobnienie jaźni, literacka schizofrenia – z Bezdomnym siedziałem na ławce, z Lichodiejewem na molo w Jałcie, z Mateuszem Lewitą (mój ulubiony bohater tej powieści, zawsze chciałem go zagrać w teatrze lub kinie) latałem ponad szpicami wysotek stalinowskiego empire Moskwy.  Stawałem się za każdym razem tym, o którym akurat pisał Bułhakow. I jak autor przeskakiwał na kogo innego, to ja razem z nim. Tak było za pierwszym razem. Potem zaczęło się zgłębianie. Każde kolejne podejście do tej książki było uzupełniane jakąś inną, dodatkową wiedzą: teoretyczną o historii Rosji tamtych czasów, oglądaniem zdjęć miasta tamtych lat, wreszcie szczegółami biografii autora. A na koniec z powieścią pod pachą przeszedłem przez współczesną Moskwę w poszukiwaniu tego, co opisane. To wciąga. Patriarsze Prudy nocą, restauracja Margarita, wódka za czerwońca i Behemot czający się w każdej ciemnej bramie.

Dlaczego Sapkowski?

Sapkowski za styl i za to, że czytanie Go po prostu sprawia przyjemność. Tu i teraz. Bez refleksji (można, ale nie koniecznie trzeba), bez zapisywania na marginesie kto z kim, przeciw komu, kto czyim ojcem i dlaczego akurat nie lubił tego czy tamtego. Sapkowski jest jak Sienkiewicz (często napotykam to porównanie i sam to zauważyłem), ale w innej materii, dla mnie o wiele trudniejszej do okiełznania, bo w świecie hiperfantastycznym, całkowicie wykreowanym. Sapkowski zaskakuje swoją elokwencją, ale w taki sposób, że nie wywyższa się ponad czytelnika. Robi tak , że czytelnik jest dumny, że wszystko zrozumiał. A jego porównania, których używa są jak ciepłe słodkie bułeczki z masłem, albo z Nutellą. Albo jak spaghetti z pesto – czujesz? Tylko pomyślisz i ślina sama leci. Poza tym Sapkowski nie pozostawia czytelnika nigdy w rozkroku, nieusatysfakcjonowanego. Zawsze kończy to co zaczął, choć czasem stwarza pozory, że zapomniał. Zawsze postawi ostatnią kropkę, cegłę, mieczem przetnie, a jeśli cięciwa łuku została napięta, to czytelnik może być pewien, że za chwilę ktoś wyzionie ducha. Jak zwał tak zwał. A mimo wszystko zaskakuje. Nie wiem jak on to robi – dobrze wiem, że mnie zaskoczy, a i tak się tego nie spodziewam. Czytając Sapkowskiego zazdrościłem sam sobie, że to robię. „Wiedźmin” i „Trylogia husycka” to najlepsze co czytałem od lat. Problem polega na tym , że czytałem, czytałem, aż wyczytałem, a więcej nie ma.

A poza Sapkowskim i Bułhakowym coś jest w ulubionych?

Graves i jego dwie książki o Klaudiuszu – mistrzostwo świata. I tak bardzo na czasie. A niby 2000 lat temu. Ksiądz Jan Kaczkowski i wszystkie jego piękne słowa na zwątpienie. „Zły” Tyrmanda jak polski Marvel lat 50tych – zamiast Batmana albo X-mena. Iwaszkiewicz na ukojenie nerwów – w zasadzie każde opowiadanie. „Na zachodzie bez zmian” – podnosi do pionu wtedy, kiedy zaczynasz za dużo oczekiwać od świata, który Cię tak „przytłacza”. Edith Nesbit i jej „Pięcioro dzieci i coś” – jak Cię najdzie na wspominki z dzieciństwa. „Lord Jim” – ulubiona lektura, jeśli już trzeba sobie przypomnieć coś ze szkoły. No i „Przedwiośnie” Żeromskiego…  książka lepsza niż film J (pamiętajcie drodzy maturzyści, Baryka Żeromskiego nie ginie pod Belwederem, to Bajon go uśmiercił z sobie tylko znanych pobudek!). A na deser Witkacego „Pożegnanie jesieni” i cały Harry Potter. W zależności od nastroju. Dla Dostojewskiego też znajdzie się miejsce na półce, ale odkąd przeczytałem w którejś jego biografii, że dotykał dzieci, jakoś straciłem do niego zdrowie…

Miałeś w dzieciństwie bohatera literackiego, z którym chciałeś się utożsamiać albo może któregoś podziwiałeś?

Chciałem być jak Lord Jim, podziwiałem go i było mi go szkoda. Wiem, że popełnił błąd, że stchórzył. Ale każdy z nas kiedyś stchórzył. Ta książka to szansa dla każdego, kto jest zwykły. Dlatego tak bardzo ją lubię. I tak bardzo podoba mi się jej bohater.

Czy trafił ci się kiedyś scenariusz, który czytałeś z zapartym tchem?

„Ladies in lavender” . Brytyjski projekt. Scenariusz napisany i wyreżyserowany przez Charlesa Dance’a. Dostałem go pocztą, analogowo, wraz z listem - zaproszeniem na casting do Londynu. Pamiętam, że wziąłem tekst do szkoły (Akademia Teatralna w Warszawie) i zaraz po zajęciach poszedłem do Parku Saskiego. W Warszawie. Usiadłem na ławce i zacząłem czytać. Kiedy skończyłem, do ostatniej kropki, w parku nie było nikogo, było zimno i ciemno. Ten scenariusz to fascynująca historia niemieckiego rozbitka, który w trakcie drugiej wojny światowej zostaje wyłowiony przez dwie kobiety, siostry, u wybrzeży , gdzieś w Wielkiej Brytanii. On ma 20 parę lat, amnezję i nie wie, że jest wybitnym skrzypkiem,  One mają po 70 i obie się w nim zakochują. W filmie tytułowe role zagrały Judi Dench i Maggie Smith. Głównego bohatera zagrał ostatecznie Daniel Bruhl – znany między innymi z głównej roli w „Good Bye Lenin”. Szkoda.

No to teraz sprawdzian pamięci: czy pamiętasz jakiś cytat, który wydał ci się ważny? Tylko nie mów, że takiego nie było w żadnej przeczytanej przez ciebie książce J

„Najważniejsi są dobrzy nauczyciele”. Szymon Gajowiec. W „Przedwiośniu” Stefana Żeromskiego. No i ukochany cytat-modlitwa z książki o św. Augustynie: „Panie Boże, daj mi łaskę czystości i wstrzemięźliwości. Ale jeszcze nie dzisiaj, nie dzisiaj!”. Jakie to piękne, nieprawdaż?

A czy miałeś w życiu jakieś ciekawe wydarzenie, związane z książkami? Z czasopismami miałeś w drodze na Syberię, a z książkami?

W drodze na Syberię  rzeczywiście mieliśmy 60 sztuk „Playboya”. 200-setne wydanie, specjalne. W środku wywiad z nami, zdjęcia nasze (w ubraniach) i naszych aut. A tytuł wydrukowany bukwami – po rosyjsku : PRIWIET!  Periodyk traktowaliśmy jako „prezent” na każdym GAI , gdzie łapała nas milicja. Ale w trakcie tej samej wyprawy czytaliśmy też ambitniejszą literaturę. „Moja Kołyma” Janusza Siemińskiego to książka, którą zabrałem do torby. Tematycznie, niewiele ponad 100 stron, żeby się nie zmęczyć, przecież i tak nie będzie czasu. Ale los chciał inaczej. W trakcie wyprawy musieliśmy zostawić na trasie jeden z samochodów i drogę z Jakucka do Magadanu i z powrotem, w sześciu, pokonaliśmy tylko za pomocą dwóch G-klas. Oznaczało to, że w każdym aucie był kierowca, pilot, a trzecia osoba leżała z tyłu na łóżku i się nudziła. To właśnie z tego powodu, niejako nie mając wyjścia, przeczytaliśmy tę książkę wszyscy, po kolei. Nie potrafię wyrazić słowami jakie to wrażenie, kiedy dowiadujesz się o losach zesłańca syberyjskiego jadąc dokładnie tą samą trasą, którą On pokonywał na piechotę. Ty jedziesz, On szedł. Ty masz auto, On miał tylko swoje nogi. Ty masz spodnie, rękawiczki i kurtkę – wszystko z Gore-Texu, skarpetki i bieliznę z „wilczej wełny”. A On? Dziurawe spodnie, drelichową kurtkę i bose stopy wkładane w przetarte, skórzane buty. Ty chińską maszynkę do gotowania, próżniowo pakowane kabanosy, herbatę, zupy z papierka i wódkę On – letnią wodę z okiem tłuszczu raz na dzień. Ty – 63 dni przygody grzejąc dupę w niemieckim 5cio-gwiazdkowym domu na kołach, On – 9 lat zesłania, -60 stopni Celsjusza i barak bez okien. Ty – pewność, że wrócisz do wanny z bąbelkami, ciepłej żony i pieska. On – nadzieję, że może jutra już nie będzie. Tak, książki potrafią przewrócić świat do góry nogami.

Czy jest jakaś postać z literatury polskiej, którą chciałbyś zagrać?


Chciałbym zagrać Reynevana zwanego Reinmarem z Bielawy – bohatera trylogii: „Narrenturm”, „Boży bojownicy” i „Lux perpetua” Pana Andrzeja Sapkowskiego. 

Dziękuję 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz